niedziela, 30 kwietnia 2017

uśmiechnij się....:)


Może to banalne dla jednych , a bezsensowne dla innych....ale uśmiech jako ta zewnętrzna oznaka radości , jest bardzo ważna w naszym życiu...
Ktoś powie , że jeżeli ktoś ma powody do radości, to niech się uśmiecha...Ja doskonale wiem, że czasami  uśmiech jest  tylko wykrzywieniem warg...nie rozświetla oczu...bo nie czujesz radości, a może nawet  smutek i ból  rozrywa Ci serce...czasami trzeba długo ćwiczyć przed lustrem...żeby chociaż trochę wyglądał naturalnie... Ale  organ nieużywany zanika.... to po pierwsze...kto  przestał się uśmiechać...często coraz bardziej pogrąża się w bólu...przestaje szukać powodów do radości....patrzę w lustro widzę smutną , zgaszoną kobietę...i o czym wtedy myślę....o tym jak mi jest strasznie źle...a czym dłużej myślę, tym jest mi gorzej...
Po drugie...nasz uśmiech  sprawia radość innym...Można powiedzieć...a co mnie to obchodzi...Ale świat jest pełen smutku, złości i całej gamy złych emocji...które jak czarne chmury  przysłaniają błękit nieba...Z każdym podarowanym uśmiechem  robi się  w nich dziura.....i to działa w obie strony...jeżeli ktoś obdaruje Cię uśmiechem...Tobie też robi się od razu cieplej, lżej, radośniej....:)
 Nie chodzi mi o to ,żeby chodzić i szczerzyć zęby na prawo i lewo...:) ale o to , żeby dawać ludziom delikatny  ,ale czytelny znak...dobrze , że jesteś....tylko to też musi być jednak szczere..Należałoby nauczyć się  budzić w sobie radość z powodu  obecności drugiego człowieka..ufff..ale namotałam:)) 


Znowu boli głowa...czyli ...kiedy sex staje się monetą przetargową

Hmmmm miałam napisać, że to trudny temat...ale to nie jest prawda, temat jest boleśnie prosty...Często (niestety) tak jest, że kobiety...mężczyźni jednak rzadziej ;)  przez łóżko załatwiają różne sprawy... dozują sex..w miarę swoich (przeróżnych)  potrzeb:)
Dla mnie jest to  jednym z większych idiotyzmów...:)  Po pierwsze sex w związku ...to  jest zdecydowanie coś więcej niż fizyczny...mechaniczny akt...:) bo jest to przecież świadectwo łączącej bliskości ...coś magicznego....a w dodatku ..jaka przyjemność:))
Nie chcę nikogo obrazić, ale kiedy  zbliżenie uzależniamy od  wyjazdu, zakupów, wizyty u rodziców...od czegokolwiek..to magię sprowadzamy do poziomu usługi...Kiedy daję coś za coś...kupuję, sprzedaję....żadna z nas nie chce przecież  kupczyć sobą...
 Od samego początku ..należy  wybudować mur, wytyczyć granicę...poza którą  nie ma już miejsca na spory , negocjacje , podchody...sfera naszej wspólnej intymności  to miejsce uświęcone...nasz Tajemniczy Ogród..
Kiedy wychodziłam za mąż...moja babcia nijako w prezencie zostawiła cytat..z listu do Efezjan..,,niech słońce nie zachodzi nad waszym gniewem"..wszelkie sprawy ważne i mniej ważne, kontrowersyjne..należy załatwić, wyjaśnić ...zanim ,, przekroczymy bramę naszego ogrodu" ;)
Pozwala to zbudować niesamowitą relację...to  nas upewnia,  że pomimo  wszystkich problemów życia codziennego, różnic  w rozumieniu świata...jest pomiędzy nami więź, dla której  różnice nie mają znaczenia...:)
 Nie unikajmy kontaktu fizycznego...a kiedy  głowa naprawdę pęka... albo nie mamy ochoty na zbliżenie, powiedzmy o tym i ....pozwólmy się przytulić...zasypiajmy w ramionach tych, których kochamy..
To dotyczy  i kobiet i mężczyzn...nie jesteśmy maszynami, każdy ma prawo czuć się zmęczony, sfrustrowany...nie mieć ochoty...ale bądźmy szczerzy...W naszym ogrodzie , nie powinno być miejsca na udawanie..niczego:)


każdy potrzebuje czułości:)

I mały  i duży...każdy potrzebuje  czułości...,,okład z człowieka"  sprawia ,że świat wydaje się bardziej przyjazny...problemy mniejsze, a my silniejsi...
Kiedy jest nam źle....nie potrzebujemy  wielkich słów, tylko tego poczucia bliskości...pewności, że nie jesteśmy sami...że obok jest ktoś, kto nas kocha...:)
Moje najmłodsze dziecko, od zawsze bardzo kategorycznie domaga się przytulania...kiedy tylko tego potrzebuje...bardzo precyzyjnie określając sposób i siłę uścisku :)...Mocno, delikatnie, z całusem lub bez ...czasami z odwzajemnieniem...a czasami nie...:) ale starszy synek nigdy sam o to nie poprosił...
Co przecież nie znaczy, że tego nie potrzebuje...To, że nie domaga się, znaczy tylko, że z jakiegoś powodu  jest mniej otwarty...wstydzi się  poprosić...ale jak jego buzia się rozpromienia kiedy zamykam go w ramionach...:)
Każdy potrzebuje czułości i kobiety choleryczki...i wielcy, groźni faceci...i poważni naukowcy i samowystarczalne przebojowe ,,baby".. i młodzi i starsi..itd...itp...Okazujmy sobie czułość...nie czekajmy , aż ktoś zacznie się o nią upominać...:)
Miłego wieczoru  dla wszystkich..:)

sobota, 29 kwietnia 2017

coś mnie rozpłakało...


Moje dziecko dzisiaj  bardzo płakało...nie mogło przestać, ale też nie potrafiło powiedzieć dlaczego płacze...łzy lały się strumieniami, a szloch rozrywał serce...wykluczyliśmy wszelkie dolegliwości bólowe....w końcu , kiedy łzy się wylały,  synek westchnął i powiedział z pewną pretensją ...,,mamo coś mnie rozpłakało"...Coś ...to wredne coś często sprawia, że zachowujemy się irracjonalnie....
Czasami wpadamy w złość czasami w rozpacz...czasami coś w nas podważa cały sens naszego życia...
Robimy wtedy rzeczy , których potem bardzo żałujemy...mówimy słowa, które wydają nam się potem tak bardzo obce...zupełnie  jakby nigdy nie zostały przez nas wyartykułowane...
Co zrobić, kiedy COŚ przejmuje władzę  nad naszym życiem...z doświadczenie wiem, że najlepiej zamknąć się na cztery spusty, zgubić telefon i przeczekać...:) zanim narobimy szkód...
Ale można z tym czymś walczyć....zrobić coś innego, zająć się jakimś problemem....najważniejsze ,to nie ulec pokusie  powiedzenia komuś przykrych rzeczy....
Jeżeli czujesz , że emocje w Tobie buzują...i nie możesz ich wyciszyć.koniecznie chcesz powiedzieć coś..czego  wcześniej byś nie powiedział..to się odizoluj...daj sobie czas...prześpij się...kiedy rano nadal będziesz mieć tę chęć ...to zrób to...tylko nie pal mostów  pod wpływem  emocji..
Ja w takich chwilach przelewam emocje na papier...:)) czasami to wystarczy...a czasami  potrzebuję jeszcze wiaderka sorbetu malinowego :))

,,idź własnym tempem"..


Powinieneś wyeliminować każdą myśl o tym, że istnieją oczekiwania co do tego, że zrobisz wszystko w określonym wieku.
Nie musisz być w związku małżeńskim i mieć dzieci przed 25 rokiem życia.
Wszystko OK, gdy mając 16 lat nigdy się nie całowałeś.
Nie ma nic złego w tym, że nie ukończyłeś college'u w wieku 22 lat.
Nie jesteś porażką, ponieważ nie masz swojej wymarzonej pracy przed 30-stką.

Nie ma żadnych ustalonych reguł życia, a Ty nie dostaniesz punktów za wykonanie pewnych rzeczy w określonym terminie.

Idź przez życie własnym tempem. To nie jest wyścig."

tłumaczone z:
http://astrotastic.tumblr.com/post/154780662828/youngblackandvegan-yeah-just-as-a-general-note
#czyimiśoczami


Tekst powyżej znalazłam na ,,czyimś" profilu...ukłony Edwardzie:)) ..i wręcz się prosił ,żeby go podkraść...
właściwie to nie wymaga komentarza..to poniżej ..to moje refleksja nad własnym życiem...

To jest coś odbierającego nie tylko poczucie szczęścia..ale nawet chęć do życia...oczekiwania innych wobec nas... ludzie i to bardzo często nam bliscy uważają ,że powinniśmy osiągnąć to czy tamto w jakimś czasie...Pamiętam koszmar rodzinnych spotkań...a kiedy wyjdziesz za mąż.?..zostaniesz starą panną -wyszłam za mąż w wieku lat 21:) więc zagrożenie staropanieństwem było bardzo realne:))- a potem....już rok po ślubie i nie jesteś w ciąży...?!.....no kiedy w końcu..??
Bardzo wyraźnie widać to na malutkich dzieciach....jest przyjęte ,że w wieku tylu i tylu miesięcy powinno już robić to i to ...teraz i tak nie ma już takiego nacisku....dopuszczalny jest indywidualny rozwój..:) ale ja doskonale pamiętam panikę, że dziecko zaczęło chodzić miesiąc później..
Każdy z nas jest inny ,niepowtarzalny....jednokrotny ... każdy ma swoje własne życie...nikt nie ma prawa wywierać na nas nacisku....przykładać do nas normy,miary....zmuszać do tłumaczeń..sprawiać, że będziemy czuli się gorsi....,, idź własnym tempem "...niczego nie rób na siłę i wbrew sobie ...tylko po to żeby spełnić jakieś bzdurne normy czy oczekiwania...dopóki nie nauczysz się ignorowania opinii innych, nie będziesz szczęśliwy..

piątek, 28 kwietnia 2017

nie szukaj kaloszy gdy świeci słońce :)


Czasami wszystko zaczyna się cudownie układać...życie nagle  wydaje się proste...jak  nigdy wcześniej...hmmm to takie odczucie jak...przy układaniu  1000 puzzli...o ile początek jest koszmarny...to ostatnie kawałki  same wchodzą na swoje miejsce...I w życiu też są..bywają:) takie okresy...czujesz wtedy, że to jest właśnie to...to miejsce, ten czas...Twoje miejsce...jak prosto jest wtedy żyć...i co robi  wtedy człowiek...(czyli ja) czeka na trudności...rozgląda się czujnie...wyszukuje wszelkie możliwe zagrożenia...traci okazję do odpoczynku w cieplutkich promieniach słońca...bo przygotowuje się na zimno i deszcz...i zanim wykopie te wszystkie parasole i płaszcze i kalosze...posprawdza  okna...bo może jednak to nie będzie tylko deszcz...ale prawdziwa burza..to słońce  skryje się za chmurami...
No i niby wyszło na moje i powinnam być szczęśliwa...jestem przygotowana...ale nie nabrałam sił, nie naładowałam baterii, nie mam nawet wspomnień słońca...żyję...ale  brakuje mi ciepła i barw...
Nie wystarczy przeżyć...trzeba żyć jak najpełniej....wykorzystywać jasne chwile...tu i teraz..życie ma być szczęśliwe nie tylko satysfakcjonujące..A to chwile  przeżyte w słońcu dają nam poczucie szczęścia...


spotykajmy się,żeby być ze sobą..

Nie widzisz kogoś prawie rok...spotykacie się i nagle wszystko jest jakby roku nie było...to dziwne, że nawet nie pada pytanie co w tym czasie robiłaś...tylko  co teraz u Ciebie słychać...nie rozmawiacie o rzeczach ważnych...tylko o głupstwach, radościach...usta się nie zamykają przez cały czas...:) a kiedy spotkanie mija...nawet nie umawiacie się na następne...nie wiadomo kiedy znów się zobaczycie, nikt przecież nie wymienił żadnej daty.. a jednak nie czujesz  żadnego niepokoju...wiadomo, że kiedyś znowu się spotkacie ...nie po to żeby wymieniać informacje...tylko po to żeby razem pobyć...cieszyć się swoją obecnością...Przyjaźń ,która dojrzewa latami ...to potrafi ...nie czuć żalu, pretensji że się nie odzywa...że nie było ...że się nie zainteresował., ale ..cieszyć się  możliwością przebywania razem ...chociaż przez chwilę...:)
Cieszmy się obecnością ludzi których kochamy ......jeżeli ktoś jest Ci naprawdę  bliski, to czas nie osłabia więzi...nie ma takiej władzy...:)

hmmm..


noc powoli...


Noc powoli otula Cię cieniem...
Cichutko pieśń dziękczynną gra...
Niech odgoni zmartwienia...
I nadzieję przywoła...
Wiarę w słońce Ci da...

dobrego dnia..



Dobrego dnia Kochany...
w ostatniej chwili czułości
Podzielę się dzisiaj z Tobą
smakiem gorącej kawy..
słodyczą czekolady..
kształtem radości uśmiechu..
Pieszczotą
dłoni wędrówki pospieszną
Wtulę się jeszcze na mgnienie
w ciała gorące kontury
byś w drżeniu poczuł tęsknotę..
która się budzi
gdy tylko znikasz za drzwiami...

dobrego dnia Kochany..

kiedy nie możesz wymazać wczoraj...

Są takie dni...czasami tygodnie i miesiące...które  koszmarem budzą Cię w nocy...czas który najchętniej byś wymazał z pamięci...jak przeżyć ten czas i nie załamać się...jak budzić  poczucie szczęścia w czarną noc...
Mój sposób...rozpalać małe ogniska..szukać nawet najmniejszych powodów  do radości...pozwolić sobie na to...
Na radość  z powodu pięknego dnia, na dobrą książkę...na spotkanie ze znajomymi...na wycieczkę...dobry film..W życiu ważny jest właściwy balans...nie dopuść do tego, żeby nawet jeden dzień...był pozbawiony chociaż  odrobiny radości...nie daj się zakopać w dole...w który życie wepchnęło...
Czasami miałam tak w życiu, że czułam ogromne poczucie winy ...jeżeli coś wywołało moją radość, bo przecież czuję ból...nic nie powinno mnie cieszyć...a samo słowo szczęście.. to bluźnierstwo...
Hmmmm organizm broni się sam....uodparnia się na ciosy....przyzwyczaja do bólu...i próbuje go uleczyć....nigdy nie obwiniaj siebie ...nie karz się za to , że czujesz radość...że się uśmiechasz...że chcesz być szczęśliwy...to naturalna skłonność człowieka...która pozwala przeżyć...

czwartek, 27 kwietnia 2017

kryzys :)

Zauroczenie, czyli uczucie  ....opierające się na przekonaniu, że ta druga osoba jest  niesamowicie piękna ...mądra.. taka całkiem  naj...:) nie jest to podziw...to czas kiedy jesteśmy już pewni ,że kochamy..psychologowie twierdzą,że trwa maksymalnie 4 miesiące..sprawdziłam....i już wiem, że nigdy więcej tego nie zrobię, bo teraz nie mogę swobodnie pisać...tylko się zastanawiam, jak  wiedza którą posiadłam ma się do rzeczywistości...do mojej rzeczywistości...
Nic tak bardzo nie ogranicza inwencji twórczej jak suche fakty..:) więc sobie daruję dzisiaj pisanie...wrócę do tematu jak go znowu poczuję...;)
To jednak dziwne...obawa,czy moje przekonania są słuszne...a przecież jedyne kryterium jakie  chciałam tutaj stosować...to szczerość...to co piszę miało  być moje...moje obserwacje , moje odczucia...moje przekonania...
Dzisiaj przez pół dnia zastanawiałam się nad  sensem publikowania na g+...skoro robię to dla siebie..to dlaczego  publikuję.? ..To chyba kryzys..:)...pozwolę ,żeby się po mnie przetoczył...i zobaczę co z tego wyjdzie..;)
Przez kilka dni  nie będę się ,,reklamowała"(przynajmniej nie za każdym razem) zobaczę, czy pisanie nadal będzie mi dawało radość..

boję się wyjść spod krzesła..:)

Siedzę z zieloną herbatą więc myśli powinny być lżejsze:) Kiedy w tym roku...chodził ksiądz po kolędzie..moje ..skądinąd rezolutne dziecko...schowało się pod krzesło...:)) no trochę znam synka,  więc przy gościu nawet nie próbowałam dyskutować...;) ale ksiądz nie mógł zignorować  takiego zachowania...więc zaczyna ...no wyjdź...itd...w końcu tłumaczy...nie bój się przecież nic złego ci nie zrobię...na co moja pociecha , patrząc wielkimi zdziwionymi oczami...,,ja się ciebie nie boję...ja się boję wyjść spod krzesła"..:)
To bardzo ważne, oddzielać sytuację od ludzi...dziecko miało dość...oczekiwania, nakazów, zakazów... nie podpalaj świeczek, nie ruszaj kropidła :) nie dotykaj , nie podchodź.... kiedy napięcie osiągnęło szczyt...nie wytrzymało...ale świetnie wiedziało, że to nie jest bezpośrednia  wina akurat  tego człowieka...
 Odróżniajmy... i nie obwiniajmy  wszystkich po kolei...niektóre rzeczy złe dzieją się...po prostu...jako splot przypadkowych wydarzeń...czasami spirala zdarzeń nakręca się samoistnie...dopuśćmy taką możliwość.., że nie zawsze kiedy jest nam źle to,  ktoś bezpośrednio zawinił..czyli stosujmy w życiu domniemanie niewinności..

marzenia...


Ktoś...;) mi wczoraj powiedział,żebym napisała o marzeniach...tych z dzieciństwa...i co z nich zostało...Tak sobie myślę, że marzenia rosną wraz z nami...kim chciała być mała Abi:) księżniczką...Kopciuszkiem  :) ...potem piosenkarką...jak miliony dziewczynek:) potem korsarzem:) jak już trochę mniej dziewczynek:)..astronautką..nauczycielką...zakonnicą;)  ...nasze marzenia odzwierciedlają nasze kolejne fascynacje...co z nich zostało....nic:) wspomnienie  czułe..
Marzenia , te prawdziwe są na ogół budowane na podstawie pewnych realiów...dojrzewając schodzimy z obłoków na ziemię..poznajemy siebie ,  swoje możliwości....i wtedy rodzą się marzenia...osiągalne...może to mało romantyczne, ale tak jest...w wieku lat 18 już wiedziałam,że  nie mam głosu:) więc uleciało marzenie o karierze piosenkarki:) nie miałam macochy, więc dość szybko zrozumiałam, że Kopciuszek ,to jednak nie ja ...do morza mam daleko...itd..:)
Marzenia... te dorosłe, rodzą się każdego dnia...Marzysz o tym ,żeby wyjść za mąż...kiedy się spełnia...zaczynasz marzyć o dzieciach...potem żeby były zdrowe...mądre, radziły sobie w życiu...marzymy o tym czego potrzebujemy do spokojnego szczęścia...czym trudniej  mamy w życiu, tym nasze marzenia są bardziej przyziemne....ale ciągle ich spełnienie  pozwoliłoby nam poczuć się szczęśliwymi...Dla jednych to podróż dookoła świata...dla innych dzień bez bólu czy strachu...dla jednych  samolot dla innych rower...wszystkie mają tę samą moc...uszczęśliwiają...
ja też mam swoje wielkie marzenie..takie ..poza codziennością...oderwane od rzeczywistości..:) nie wiem czy się spełni...ale lubię myśleć ,że tak...ale też lubię je mieć:))   pozwala mi to z niecierpliwością wyglądać jutra...bo może już jutro...;)

środa, 26 kwietnia 2017

życie to nie teatr...

Ostatnio często o tym myślę...życie to nie teatr...więc po pierwsze nie graj...a po drugie ..nie oczekuj poklasku..
Często jest tak, że ukrywamy swoje emocje, przekonania, postępujemy wbrew sobie żeby przypodobać się innym :)
Po co? czy to nas uszczęśliwia?  Absolutnie nie..czy dzięki temu mamy więcej przyjaciół...nie...znajomych może, dla których nic nie znaczymy...ale nie ma czemu się dziwić...jeżeli pokazujemy swój fałszywy obraz nie mamy szans na  głębokie , prawdziwe relacje...
Zastanawia mnie dlaczego tak bardzo zależy nam na tym żeby ludzie nas lubili, chwalili...Przecież to w żaden sposób nie wzbogaca naszego życia...no chyba ,że robimy to dla korzyści finansowych:)... jak np.politycy...
Ale to zawsze się mści... fałsz zawsze w końcu wychodzi na jaw i wtedy traci się wszystko...czasami nawet więcej...bo szacunek dla samego siebie...
To jest pokusa, przypodobać się innym...zyskać popularność...i nie jest mi obca...:) Nawet  tutaj...czasami kusi, żeby napisać coś super ciekawego:) opracować temat:) ...zainteresować jak najwięcej osób :)...ale przychodzi refleksja....po co...udawać kogoś kim nie jestem...uwielbiam rozmawiać przy kawie:) i kiedy teraz piję ją w domu , pisanie jest alternatywą...:) piszę co myślę...bezboleśnie..z prawdziwą przyjemnością....a gdybym podeszła do tego ambitniej...ile czasu bym musiała na to poświęcić, jaka presja:).. bo poziom należałoby utrzymać...a gdyby  liczba wejść zaczęła spadać...??!!..To co teraz jest przyjemnością ,stało by się problemem i źródłem frustracji...a wydaje się, że to by był tylko taki  malutki fałszyk...:)
Życie to nie teatr i granie, udawanie ....nigdy nie uszczęśliwi...a może skomplikować wiele...na dodatek możemy sami się zagubić w tych naszych rolach...utracić własną tożsamość...bądź sobą...tylko wtedy możesz być szczęśliwa..:)

rozmowy o miłości cz.2

Po raz pierwszy zakochałam się w wieku 6 lat...;) i uczucie trwało  chyba tydzień, aż skończyło się  kiedy zobaczyłam jak mój wybranek z  inną poszedł oglądać żaby w kałuży ,która wydawała się jeziorkiem uroczo ukrytym wśród drzew...:) Potem zakochanie pojawiło się jeszcze ze 3-4 razy...ale kiedy o tym myślę ...to właściwie  objawy i emocje były takie same...w wieku lat 6 jak i 16...no może prawie takie same...:)
z tego co pamiętam, to miłością tego w żadnym razie nazwać nie można..główne co wtedy czułam...to po pierwsze duma...że zostałam wybrana...:) satysfakcja na widok  zazdrości w oczach koleżanek:) no i jeszcze te słodkie uczucie kiedy jego palce zamykały się na moich...:) i radość posiadania...chyba tak bym to nazwała...dlaczego więc często ludzie mówią,że to miłość?...myślę ,że z racji  zazdrości...która nijako definiuje zakochanie..jeżeli na widok  chłopaka rozmawiającego z dziewczyną...czujesz zazdrość tak wielką, że życzysz im wszystkiego najgorszego...to niewątpliwie się zakochałaś...:)
 Czym bliżej dorosłości tym , większą rolę przejmować zaczynają hormony...budząca się zmysłowość...natura włącza zegar biologiczny i do głosu dochodzi  pożądanie...pierwsze głębsze kontakty..Dotyk bardziej intymny...hmm kiedy dłoń przekracza pewną granicę...i musisz zaprotestować(kiedyś wypadało zaprotestować) i cicha modlitwa żeby jednak  nie posłuchał...:)itd:))
 W wieku nastu lat zakochanie jest trudne, emocje szarpią wrażliwym człowiekiem, problemy wydają się nie do przebrnięcia a zdrady zabierają chęć do życia..wszystko wydaje się ostateczne...wiek ekstremalnych emocji...dobrze,że każdy przechodzi przez to tylko raz..
Czego brakuje zakochaniu ,żeby można miłością je nazwać ...oddania..empatii..cierpliwości

to powinien być początek:)

Właśnie zajrzałam na bloga i dopiero do mnie dotarło,że zaczęłam wszystko od środka:) a powinnam zacząć od pytania  czy życie musi boleć? czy  nie może być miłe i przyjemne...taka podróż w ciepły letni dzień...:)
Niestety chyba musi...życie chorobą jest śmiertelną...rodzimy się tylko po to żeby umrzeć...to w sensie formalnym jest prawda....ale ten czas pomiędzy...to czas dany nam po to żebyśmy byli szczęśliwi jak pisał P.Bosmans..więc...  staram się ,aby ta... podróż była przyjemna...
I tutaj ...pomijam  wiarę, przekonanie o tym,że śmierć jest początkiem.....chciałabym skupić się na tym...co mogę zrobić ,aby moja podróż była dobra, dawała radość i satysfakcję i cieszyła  tych którzy podróżują ze mną...:)

Kup sobie worek ..;)

Pisząc poprzedni post , wpadło mi do głowy ,że to jest istota przebywania z drugim człowiekiem...poczucia szczęścia w związku..nie wyżywać się na tych których kochamy... nie traktować bliskich nam ludzi jak ,,chłopców do bicia"
A przecież tak jest..było...coś mnie zdenerwowało, coś się nie udało, jakiś problem wydawał się przerastać możliwości....to co robiłam ...warczałam ...krzyczałam, fuczałam...na kogo popadnie..no oczywiście nie w pracy...bo tam nie można..ale w domu ujdzie wiele....
Oczywiście przepraszałam i wyjaśniałam ...ale potem..kiedy już słowa  wybrzmiały...To co zostało powiedziane zostaje na zawsze w przestrzeni pomiędzy  ludźmi...tego nie da się wymazać przeprosinami...
Albo ...taka sytuacja partner obiecał np. super wyjazd...ale na trzy dni przed ...mówi Ci przy śniadaniu,że jednak nie może wziąć wolnego...a tu już wszystko dograne...wszystkie koleżanki już wiedzą:))  aż  skręca żeby strzelić focha... albo się obrazić:) ,a może nawet pokrzyczeć...,że on to zawsze...
Popatrz wtedy w jego... jej oczy...w momencie kiedy mówi Ci, że musi sprawić Ci zawód...kiedy zobaczysz błysk bólu, uciekające spojrzenie.....powiedz, że nic się nie stało....uśmiechnij się ...przytul...niech będzie pewien, że naprawdę tak czujesz...to przecież jest ktoś kogo kochasz, jeżeli on czuje to samo...to pomyśl jak bardzo jest mu przykro...
Kawa zamarzła...więc kończę ..nie zadawaj bólu najbliższym  , tylko po to żeby wyładować swoje frustracje..kup worek treningowy..:).

wtorek, 25 kwietnia 2017

kiedy plany rozpływają się we mgle...

Czasami myślę, że nasze poczucie szczęścia w dużej mierze zależy od  realizacji naszych planów...może nawet nie tyle realizacji,  co naszego samopoczucia, naszej reakcji na problemy związane z ich realizacją...to jest frustrujące, kiedy planujesz, dopracowujesz szczegóły i kiedy już jesteś ...jak się wydaje...bardzo blisko...nagle coś sprawia, że ich realizacja jest niemożliwa...
Wiele razy tak się zdarzało...i z upływem czasu i wzrostem świadomości:)..moje reakcje  na taką sytuację  ulegały zmianie...
Kiedyś złościłam się, płakałam, szukałam winnych..a to do niczego nie prowadzi...sprawia tylko ,że wszyscy czują się nieszczęśliwi...
Co zrobić , żeby to nas nie dołowało...nie frustrowało..Moje  lekarstwo to mała alternatywa...:) Po pierwsze już na początku ..mimo ,że to wbrew może wszelkim mądrym naukom;) dopuszczam jednak możliwość , że w każdym momencie  realizacja planów może zostać zakłócona, przerwana...może to błąd...ale życie nauczyło mnie ograniczonego zaufania...:) sprawia to, że staję się czujna ...ale  po drodze nie szukam  na każdym etapie innych możliwości..natomiast kiedy  jednak nadchodzi to najgorsze...:) jestem przygotowana...nie tracę czasu na żale, tylko sprawdzam co się da uratować i co z tego mogę  zrobić.....ratuję z pożaru co się da ...ale czasami kiedy nie da się nic uratować.... buduję szałas...:) ważne jest żeby w takich sytuacjach nie szukać winnych...nie wyładowywać frustracji na najbliższych...przyjmijmy że życie to gra...w której  niektóre pola cofają  nas do tyłu..niektóre tylko przytrzymują..ale niektóre są premiowane..:) ...zagrajmy bez zbędnych negatywnych emocji...bo one zakłócają  jasność myślenia i możemy przegapić możliwości...

rozmowy o miłości cz1 :)

Czytających uprzedzam,że będzie tego trochę...cykl...ostatni post każdego dnia...do wyczerpania tematu:) żeby to jakoś uporządkować chciałam zacząć od pierwszej miłości...rodzicielskiej:)
nie będę pisać o tym czy jej doświadczyłam...bo  to co odbieramy, nie zawsze jest tym co jest nam dawane...przesyłane...ale mówię o uczuciu, które pojawia się w momencie kiedy  dowiadujesz się, że  nosisz w sobie dziecko...Swoje dziecko...kiedy odczuwasz potrzebę chronienia za wszelką cenę...ten gest ..kiedy dłoń kobiety mimowolnie wędruje na brzuch...czasami  bezwiednie robi to zanim się dowie, że rozwija się w niej życie....ten gest mówi wszystko...a kiedy to małe cudo się rodzi...brak słów..:) przytulasz ...czujesz zapach...i ...wpadasz po uszy...już słyszę głosy, że to chemia..reakcja  wywołana działaniem hormonów...itd...ale wiecie co nie obchodzi mnie dlaczego  czuję to co czuję...:) Potem  jest różnie...ale do końca  , zawsze będziesz już  dążyć  do uszczęśliwienia tego najpierw słodkiego berbecia, a potem wrednego nastolatka:)  i chociaż  będziesz miała  moc problemów...i nie raz doświadczysz przykrości od swojego dziecka...to nie przestaniesz go kochać...jeżeli od początku ,była to miłość...a nie tylko reakcja chemiczna..
Miłość rodzicielska jest najbardziej narażona na wypaczenie..ze względu na  początkową całkowitą zależność..pojawia się zaborczość...poczucie własności niemal...zazdrość o uczucia dziecka.... temat rzeka...a ja muszę iść spać...:)
                                 

Porozmawiajmy o miłości..

Hmmm tak sobie myślę...że kiedy już noc  otula nas swoim cieniem i budzi ukryte tęsknoty, to dobry moment na rozmowę na ten temat....
Jeżeli ktoś ma ochotę  , to zapraszam  do dyskusji...refleksji...bo miłość, to temat szeroki ...obszerny..trudny do zgłębienia...każdy widzi ją na swój sposób każdy ma swoje zdanie...ja mogę przedstawić moje...ale przyznaję, że chętnie bym poznała np. Twoje...:)
Podobno są różne rodzaje miłości...podobno..rodzicielska, przyjacielska , namiętna, platoniczna, braterska....itd
Dla mnie miłość ...jest jedna....jako uczucie prawdziwe...jest jedna...
Bo co to jest miłość? dla mnie to bezwarunkowe oddanie się drugiemu człowiekowi...i tyle ,wszystko inne to są ,,wariacje na temat  miłości" , ale rdzeń jest jeden...kocham ,to znaczy  że szczęście drugiej osoby stawiam na pierwszym miejscu...jego szczęście mnie uszczęśliwia..jego radość daje mi radość...miłość jest piękna ,ale też niebezpieczna....bo jeżeli nie jest odwzajemniona...to choruje...mutuje, wypacza się...i umiera..Ale o tym będzie troszkę  później..cdn.

przyjaciela poznasz po radości jego ze szczścia twego :)

Miałeś   tak kiedyś, że dzień układał się jak rzadko...wszystkie problemy cudownie się rozwiązywały a w Tobie narastała radość...usta same układały się do uśmiechu:) a  jakaś skoczna ,radosna, natrętna piosenka  próbowała wybrzmieć za sprawą Twoich strun głosowych:))...
I kiedy Ty tryskasz poczuciem szczęścia...nagle  ponury głos pyta..,,.i co się tak szczerzysz" ..krzywiąc się przy tym jak na widok czegoś wstrętnego..
Poznasz przyjaciół swoich ...nie po tym czy są przy Tobie w chwilach złych...kiedy jesteś na dnie ...ale po tym, czy potrafią dzielić Twoją radość ...cieszyć się Twoim szczęściem...
Ten post miał być lekko przekorny...ale przecież to prawda...
Kiedy jesteśmy na dnie...mamy dookoła całkiem sporą publiczność...są przyjaciele, którzy autentycznie chcą nam pomóc...choć nie zawsze potrafią...ale jest pełno gapiów z których większość tylko udaje współczucie,a tak naprawdę cieszą się  że komuś, że nam  jest gorzej...
Ale kiedy jesteśmy szczęśliwi ...tylko prawdziwi przyjaciele są w stanie to znieść:) a nawet dzielić naszą radość...nie mówię tu o wielkich sukcesach ,które przyciągają  pasożyty;) tylko o codziennym małym szczęściu....którego widok ,drażni i złości naszych wrogów..

oczekiwania

Tak sobie myślę, że jednak najbardziej to unieszczęśliwiają nas nasze oczekiwania...
Właściwie to trudno to zdefiniować.....rzeczy które w naszym przekonaniu nam się należą...:) za coś lub z racji czegoś... i częściowo , faktycznie...dziecku od rodziców  należy się opieka  , szacunek starszym, uprzejmość petentom itd...
Gorzej kiedy oczekiwania dotyczą sfery uczuć. Często wydaje nam się, że jeżeli kogoś lubimy...to on powinien to odwzajemniać, a przecież  to wcale tak nie działa.
Czujemy się wtedy  okropnie ,,jak to możliwe?" niedowierzanie, miesza się z rozżaleniem, aby w końcu przejść do fazy ...ukarania:) bo przecież, mamy do tego prawo...;)) chcemy , żeby zabolało, żeby poczuł (a) co traci...Dlatego rodzą się ,,cudowne" pomysły typu...,,a może zniechęcić innych do niej (niego)?"
 A jeżeli  kogoś pokochasz ,ale Twoje uczucie nie zostaje odwzajemnione? dlaczego wtedy ogarnia cię wściekłość...?Przecież ,jeżeli kochasz...to chcesz dla tego kogoś wszystkiego co najlepsze:) skąd przekonanie, że jesteś  ...powinnaś być to właśnie Ty?i dlaczego wzgardzone ..najpiękniejsze na świecie... uczucie zmienia się w nienawiść...,chce krzywdzić? zresztą ...nie powinno się mylić wzgardzonej miłości z  nieodwzajemnioną...
..Nikogo nie można zmusić,żeby  czuł coś innego niż czuje...nikt sam nie może się zmusić do zmiany swoich uczuć...tak po prostu jest i trzeba z tym się pogodzić...
Możemy być szczęśliwsi ,jeżeli przyjmiemy na spokojnie ten fakt...że nikt nie ma obowiązku odwzajemniać naszych uczuć...jeżeli dajemy swoją miłość czy przyjaźń ...czy sympatię..to jest to nasza decyzja i nasz wybór...i nasze ryzyko...
AJ

poniedziałek, 24 kwietnia 2017

oko za oko ..

Ludzie uwielbiają  mówić innym, jak mają żyć....każdy ma gotową receptę na szczęście...i chociaż sami nie zawsze...a może rzadko kiedy  ,stosują się do swoich rad ..każdy ma ich miliony ..dla innych:)
Uwielbiamy oceniać , pouczać , ,,ratować" życie innych...a nasze zostawione na gdzieś na boku...jakoś sobie płynie...niezauważalnie...i ,,wara" innym od niego....
Ale przychodzi moment, kiedy ktoś ,,ośmiela się" nas skrytykować, potępia nasze zachowanie, uważa ,że postępujemy nierozsądnie lub głupio.. wtedy szalejemy...jak ktoś mógł...?!
Po pierwsze nie rób drugiemu , co tobie nie  jest miłe...nie chcesz oceniania...to też nie oceniaj...nie sprawi to oczywiście, że kogoś to powstrzyma przed tą przyjemnością :) ale  będziesz mógł komuś powiedzieć...,,nie masz prawa  tego robić"..tutaj zastosowałabym prawo Hammurabiego...oko za oko:)) każdy powinien być tak traktowany,jak traktuje drugiego człowieka...żeby mógł poczuć swoją moc sprawczą...Czasami nawet nie zdajemy sobie sprawy , jak bardzo potrafimy ranić....
Traktujmy siebie dobrze...nawzajem..:))

jak motyl

Schowam się dzisiaj w Tobie 
Głęboko w samym środku serca 
Niech moim kokonem stanie się..
i pozwoli , pomoże 
ulec przemianie
Odpoczynku potrzebuję
chwili wytchnienia
By odnaleźć siebie
istotę
 godną i pragnącą istnienia..
Jak motyl wtedy 
rozwinę swe skrzydła 
i uniosę  ku słońcu
wszystkie nasze marzenia 
dam im  szansę
życia  i spełnienia...

dziecięca logika

Pewnego dnia. mój czteroletni synek  oddalił się ode mnie w sklepie...na tyle,że straciłam go z oczu...i chwilę potrwało zanim go znalazłam  ...kilkadziesiąt dni później  wspominając tamto wydarzenie  mówi do mnie...,,mamo pamiętasz jak zgubiłaś mi się w sklepie? -( odpowiedziałam,że) pamiętam, ale to TY się  zgubiłeś ..(..na co moje dziecko)- nie , mamo...ja wiedziałem dokąd idę...to Ty nie wiedziałaś..." Czasami trafność  wypowiedzi dzieci mnie zadziwia....wiedzieć dokąd się zmierza, to podstawa, zagubiony to ten , który szuka...błądzi po omacku...nie wie gdzie idzie....Nie jest ważne, że ja szukałam jego ...on się nie czuł zgubiony ...miał plan...a ja w panice biegałam między regałami..kiedy mój cel zmieniał swoje położenie...:) dzieciaki górą:)

kolory tęczy-pomarańczowy :)

Teraz troszkę z innej strony....Tęcza kolorów siedem ma....jak każdy z nas..,składa się z zimnych i ciepłych barw... jaki kolor dzisiaj dominuje...u mnie dzisiaj pomarańczowy...gorący ,ognisty szalony,roztargniony..troszkę może zbyt na sobie skupiony :)
..pewnością nabrzmiały...zuchwały...szczery  od fałszu trzymający się jak najdalej:) Lubię być pomarańczowa...:) wtedy życie wydaje się  proste i nieskomplikowane, skupiam się na, tu i teraz i każdą chwilę przeżywam  mocno...wyczerpująco...chociaż czasami, może emocje są zbyt silne...może brak rozwagi...ale jaki entuzjazm..:)


rozstania


 Hmmmm miałam napisać zupełnie o czym innym...ale ,, niespodziewanie odszedł przyjaciel..." ( a może powinnam napisać .ktoś kogo uważałam za przyjaciela) rozstania , to jedne z trudniejszych doświadczeń, pożegnania....to zawsze przykre doświadczenia..zamykają jakiś rozdział w naszym życiu i pozbawiają nas  jednego ze źródeł naszej radości...ludzie których w jakimś sensie uważamy za bliskich stanowią nasze ,,zasoby poczucia szczęścia"...to dzięki przebywaniu z nimi czujemy się dobrze....rozśmieszają nas, wspierają, nie jeden raz pomagają przetrwać trudne chwile...odchodząc zabierają ze sobą część naszego szczęścia..Dlatego pożegnania wywołują ból...płaczemy nad swoją stratą....czegoś już nie będziemy doświadczać...
A jeżeli nie było pożegnania...czy by nie było nam lżej?
nie...myślę ,że nie...bo mało że strata nadal by była, to jeszcze dochodzi pytanie ...dlaczego?
Dlaczego ktoś odchodzi bez pożegnania...może dlatego ,że nie byliśmy dla niego na tyle ważni ,żeby powiedział do widzenia.....zwykli przechodnie na drodze życia...którzy wymienili kilka nieistotnych uwag.....a może bał się ,że nie da rady odejść...niepewność  zostanie
Nie mamy prawa nikogo ograniczać...jeżeli ktoś uważa, że jego droga  prowadzi gdzie indziej...ma święte prawo  pójść tam,gdzie spodziewa się znaleźć szczęście...drogi się schodzą i rozchodzą...ale jeżeli odchodzisz....nie rób tego w tajemnicy, nie zasiewaj ziarna wątpliwości....zrób to otwarcie...wszak..,,jesteś odpowiedzialny za to co oswoiłeś..."

niedziela, 23 kwietnia 2017

Za szybą


Bądźmy dociekliwi


I tak koczy się kolejny dzień... chciałabym wrócić do problemu domysłów...Myślę, że w kontaktach międzyludzkich bardzo ważne jest to, żeby słyszeć co ktoś do nas mówi...:)
Czasami nie wystarczy słyszeć, trzeba się upewnić, że rozumiemy ..
Że ..dobrze.. czyli właściwie rozumiemy, to co słyszymy...nie bójmy się pytać...jeżeli to co słyszymy jest na tyle mało precyzyjne, że dopuszcza interpretację...Zawsze  lepiej dopytać,co nasz rozmówca miał na myśli...,bo niedomówienia i domysły wiele razy zniszczyły ludziom życie..
Wydaje mi się, że to samo dotyczy postępowania ludzi..
Jeżeli ktoś zachowuje się wobec Ciebie źle...jeżeli uważasz, że swoim postępowaniem Cię krzywdzi...szczególnie jeśli chodzi o osoby nam bliskie...To zapytaj dlaczego to robi...często jest tak, że nie zdaje sobie sprawy ,że sprawia Ci ból..
To że w ten sposób odbierasz jego postępowanie może być dla niego niespodzianką  ..
Nie bójmy się pytać...jasne sytuacje pozwalają na właściwe reakcje..
Każdy z nas jest inny , ma inną wrażliwość , dlatego zrozumienie wcale nie jest łatwe...
Pytajmy...Osobiście uwielbiam słowo ...doprecyzuj...:)
Moi znajomi ..być może już zdążyli je znienawidzić...Ale z doświadczenia wiem, że jak tylko zaczynam się domyślać...zamiast dopytać...to życie zaczyna się komplikować, a ja jestem coraz mniej szczęśliwa...Nie wiem...może tylko ja tak mam, ale zawsze moje domysły są na moją niekorzyść..
Podsumowując..bądźmy dociekliwi ...

nie bój się prawdy:)

To tez dedykuję dla siebie:) to kolejna z wielkich prawd...tak oczywista, że aż nie wypada się nad nią zastanawiać....a jednak...dzisiaj doświadczyłam  tego na własnej skórze ...:) prawda wyzwala...od niepokoju, obaw...nasze wyobrażenia bardzo często są gorsze niż sama prawda...jeżeli nawet jest  okropna tragiczna....i  boli, to zaboli raz...domysły zabierają spokój każdego dnia, a zawsze w końcu i tak trzeba stanąć w obliczu faktów...więc nasze odwlekanie nic nie da....wydłuża okres niepokoju..
Zresztą ...wszelkie domysły ,to strata czasu....

obawa

Ostatnio rzadziej widuję Anioła
mniej wyraźnie słyszę jego głos
właściwie to, tylko czasami
w ciemności nocy rozpływa się słaby szept..
Myślę, że coś jest nie tak...
zbliża się jakiś kres...
Bo czy coś dobrego zdarzyć się może, 
kiedy nawet Anioł ukrywa emocje..

zacznij żyć teraz..nie oglądaj się do tyłu...


Tak sobie siedzę  nad kawą i myślę (co jest deko niebezpieczne:) ), że najgorsze co można w życiu zrobić...no może jedno z najgorszych...to  oglądanie się za siebie...próba powrotów do przeszłości...
Nie da się przejść jakiegoś dystansu...i jak gdyby nigdy nic  wrócić...do relacji międzyludzkich..do miejsca w życiu...świecie...Wyrastamy ze wszystkiego..to tak jakby  założyć sukienkę ze studniówki , po 20 latach...nawet jeżeli rozmiar nadal się zgadza;) to jednak tu i tam...nie leży już tak dobrze.... zmieniamy się i inni się zmieniają, ewoulują relacje...to wielka prawda zamknięta w banalnych słowach ,,nic dwa razy się nie zdarza"... nie ma siły..Każde doświadczenie, każdy przeżyty dzień  zmienia nasze podejście do ludzi, problemów...Nawet jeżeli nie widzimy tych zmian...to one są...dlatego musimy pozwolić odejść przeszłości...,nie oglądać się...nie próbować po  raz kolejny w tym samym miejscu...Jeżeli jednym szlakiem nie udało się wejść na szczyt, to może lepiej wypróbować inny szlak...niż uparcie wracać do punktu wyjścia...no chyba, że mamy pomysł jak sobie pomóc...ale  te nasze powroty do przeszłości sprawiają,że stoimy w miejscu...Chociaż  cały czas podejmujemy wysiłek ..to jednak dystans się nie zmienia..a siły i czas uciekają...
Kawa się skończyła , więc kończę pisanie ..:) pozwólmy przeszłości przeminąć...zacznijmy żyć teraz...
z dedykacją    sobie ...ja ;)

codziennie rano


terapia zastępcza :)

To jest  zadziwiające, że kiedy siadam do klawiatury , na ogół mam pustkę w głowie ...ale kiedy palce dotykają pierwszego klawisza...rodzi się myśl..:) to znaczy  nie jakaś wielka MYŚL...tylko taka zwykła powszednia...Rozmawiam z samą sobą...ale pisząc muszę formułować zdania, przynajmniej wyrazy:) kiedy rozmowa toczy się tylko w głowie wielu słów nie muszę używać..przecież rozumiem się bez słów:))
Zauważyłam, że pisanie jest dla mnie formą terapii zastępczej...kiedy czuję potrzebę zajrzenia do społeczności, rozmowy, poczytania komentarzy itd.. zaczynam pisać ...rozmawiam tak jak lubię...literkami...co prawda może rozmówca nie może mnie zbytnio zaskoczyć...chociaż , czasami jednak to się udaje:)) umysł ludzki jest przepastny i nigdy nie wiadomo co i kiedy z niego wylezie..:)
No cóż jestem kobietą...czyli skondensowanym światem...do końca życia nie zgłębię tajemnic które we mnie drzemią...uśpione...jeszcze:)

PS zajrzałam na swoją stronę główną w g+...i ..strasznie dziwnie wygląda...same moje  wpisy...nic dziwnego ,że nie wciąga, nie zachęca i nie kusi...siebie mam do syta:))

sobota, 22 kwietnia 2017

podsumowanie

Dzień  się skończył, był dobry...nadal nie mogę się nadziwić, że  nie szaleje we mnie burza...patrząc z perspektywy czasu, może to wcale nie jest zaczynanie od nowa....Może raczej kontynuacja....Kiedy wracam do początków drogi...to jest to tak diametralnie różne doświadczenie...gdybym wtedy potrafiła zachować taki dystans...to chyba ten blog by nie powstał..:)
Co się zmieniło...robię teraz to co chcę..nie to co powinnam, poczułam potrzebę  zmiany życia , priorytetów i robię to...wcześniej robiłam niby to samo, ale dlatego, że ktoś mi powiedział, że powinnam....motywacja, źródło sukcesu...Poprzednim razem skupiłam się na tym co czułam...czyli  rozpamiętywaniu swojego,,nieszczęścia":) teraz skupiam się na możliwościach...To bardzo dobre i ciekawe odczucie...że wiele mogę...chcę ..więc mogę..
Chyba trochę zaczynam się plątać...idę spać...:)

rachunek sumienia


coś na temat ;)

Dla odmiany:) coś na temat...potrzebuję w życiu pasji...czegoś mojego...co mnie nie nudzi , co sprawia, że oczy lśnią gorączką i o czym bym mogła mówić godzinami...
Ktoś może powiedzieć, że właśnie próbuję się od jednej uwolnić:) co jest prawdą...ale przecież każdy potrzebuje  takiego kawałka miejsca  dla siebie...gdzie  może się zrelaksować....chodzi tylko o to ,żeby  pasja była w odpowiedniej szufladzie i nie zajmowała  miejsca przeznaczonego na co innego...
Mam pokusę napisania książki...nie wydania:) bo to zbyt stresujące...pisanie pod presją, że ma się podobać...przynieść jeszcze dochód:) Tylko  jakim cudem zdecyduję się na jakiś konkretny temat...;) z moimi zmiennymi nastrojami...to powinnam pisać dwie...jedną radosną i jedną  z czarnej otchłani;)
Ale to jest bardzo ważne...mieć pasję...hobby..kawałeczek  tylko swojego świata...

Z Tobą


dzień prawdy;)

Ktoś mnie ostatnio pytał przed czym uciekam...odpowiedziałam ,że przed niczym....i dzisiaj to prawda...nie uciekam ...raczej biegnę ku tęczy:)   może nie dogonię jej tak od razu...ale idę w dobrą stronę...Dzisiaj wiem o sobie dużo więcej niż wczoraj...i może nie zawsze jestem za tę wiedzę wdzięczna;) ale koniec uciekania przed sobą...koniec tworzenia iluzji na swój temat i życzeniowego odbierania świata...
Mam dzisiaj jakiś filozoficzny dzień;)) może to wpływ pogody....wygodnie jest mieć  kogo lub co obwiniać..:)
no i okazało się, że jestem  totalnym ,,geniuszem" dopiero wpadłam na to,że mogę publikować bez posiadania własnej kolekcji :))   brakuje słów żeby określić  mój przypadek:))
Ale nie będę publikować wszystkiego...mimo wszystko to mój pamiętnik...i piszę go bo potrzebuję urzeczywistnić myśl...

piątek, 21 kwietnia 2017

olśnienie ;)

Kolejny dzień obudził się deszczowy, aby nagle się rozjaśnić...jest błękitno-złoty...śliczny...przez szybę...ale wiatr wieje tak,że głowę urywa...życie...nigdy nie jest zupełnie takie jak chcemy, jakie sobie wymarzyliśmy....ale zawsze  ma w sobie coś, co może nas cieszyć...
To tylko kwestia nastawienia...;) tyle teorii...
Praktyka...po trudnej i długiej nocy, dzień  wydaje się lepszy,przez samo to ,że zechciał zaistnieć...Wszystkie inne dylematy, problemy tracą swoją moc wobec tego cudu..każdy ból ma swój kres, tak jak i radość...zmienność jest wpisana w nasze życie....należy do tego się przyzwyczaić...wszystko w życiu jest tylko na chwilę..zresztą jak samo życie...ludzie których spotykamy...miejsca gdzie czujemy się szczęśliwi ...cieszmy się chwilą która trwa,dobra  czy zła ...przeminie...
 Przepraszam czytających, za odejście od tematu...ale tak prawdę powiedziawszy ..to wcale nie jest rozbieżne...w naszym życiu ..wszystko  jest zależne od siebie..taki system naczyń połączonych..w jednym dolewasz w innych poziom się zmienia...jesteś w świecie wirtualnym ...to nie ma Cię wtedy w realnym, szukasz  kontaktów w sieci...rozluźniasz realne...czujesz się szczęśliwa w cyberrzeczywistości...przestaje ci zależeć na budowaniu prawdziwego szczęścia...potrzeby mamy jedne...nasz wybór gdzie je zaspokajamy...

To proste

Jeżeli boisz się,że coś zabiera Ci wolność...to zostaw to...wyjdź z miejsca ,które sprawia ,że nie jesteś zdolny cieszyć się w pełni życiem...jeżeli czujesz wyrzuty sumienia, że coś zaniedbujesz...
I nie rób tego dla nikogo..Ani z poczucia winy...zrób to tylko dla siebie...żebyś mógł być szczęśliwy...
Nie jest ważne ile osób mówi Ci, że robisz źle..ważne jest co sam czujesz..ludzkie opinie są zmienne,to Twoje własne serce zna prawdę...nigdy nie postępuj wbrew sobie, to tylko przysporzy Ci bólu..
Musisz mieć wewnętrzną pewność, że to co robisz jest dla Ciebie dobre..
Myśl zrodzona o świcie,przy koszmarnym bólu głowy i pisana na telefonie...musi coś w sobie mieć...;)

nie wiem dlaczego

Nie wiem dlaczego tym razem jest inaczej...zero oszukiwania siebie i zero poczucia krzywdy...zadziwia mnie mój nastrój:) powinnam czuć się nieszczęśliwa, albo przynajmniej wpadać ze skrajności w skrajność...a tak nie jest..jestem  hmmmm...radośnie spokojna, a może spokojnie leciutko radosna....
Są aspekty bardziej bolesne niż inne...czyli konieczność pożegnania się z ludźmi, którzy stali się bliscy.....w pewien sposób;) ale świat się nie kończy...tylko się zmienia i jeszcze kiedyś nasze ścieżki się skrzyżują....nawet może na G+...
Przebywanie z samą sobą  może być troszkę uciążliwe...ale  już mam pomysł czym zapełnić wolne chwile..:)
Na dzień dzisiejszy jest zadziwiająco dobrze:)

coś innego..


nowy dzień


czwartek, 20 kwietnia 2017

Przeciwności

Hmmm tak to w życiu bywa,  kiedy  robisz duży krok do przodu, okazuje się, że musisz się cofnąć...tak samo jest ze mną...musiałam założyć  profil na g+ ,żeby nie móc publikować zdjęcia z telefonu na blogach....kiedyś wydawało się to wspaniałym rozwiązaniem, połączenie...synchronizacja tylu różnych funkcji, teraz jest to  utrudnieniem..To nic jakoś to przeskoczę...tylko muszę pogłębić wiedzę:)
 Znowu trudna jest do zniesienia cisza i pustka...rano...kiedy przy kawie był czas przejrzeć nowe wpisy, poodpowiadać, coś wrzucić....znowu to robię...chociaż sobie pomyślę,powspominam... jak było przyjemnie;)...żałosne...ale  cóż ...
No nic ...wstał nowy dzień...zobaczymy co przyniesie..

czasami..


zaczynam od początku

i tak oto nastał po raz kolejny dzień pierwszy...nie czuję się sobą zawiedziona....czuję się ...doświadczona...przez ostatnie dni na G+ przeszłam od euforii...do niesmaku....rozczarowania...Chociaż muszę przyznać,że zbadałam inną stronę społeczności...skupiłam się raczej na zdjęciach....obrazach..no i zostałam moderatorem w dużej społeczności ...:) nauczyłam się  odróżniać zdjęcia własne...i żywe motyle od martwych:) poznałam ...nie raczej spotkałam wielu różnych ludzi...fanatyków religijnych i innych.. z obu stron barykady...których połączyła pasja do piękna...Które też dla każdego znaczy coś innego...Nie żałuję, żadnego dnia...ale wiem,że z każdym kolejnym trudniej by było odejść...
  Zlikwidowałam  oba profile na g+...najgorsze to była świadomość, że wszystko  znika...jakbym nigdy nie istniała...nie ma mnie...śmieszne,że to tak realnie boli...Zobaczymy gdzie mnie teraz zaprowadzi droga...

rada

Rada dla tych wszystkich ,których w społeczności trzymają ludzie..zraź ich do siebie..spraw aby mieli Cię dość...wtedy  odejście stanie się jedynym rozwiązaniem...nie mówię, że nie będzie bolało...bo będzie  ... ale to podobno z czasem przechodzi...

środa, 19 kwietnia 2017

Witam ponownie

chciałabym  uprzedzić wszystkich  ,którzy tu zaglądają, ze moja próba nie powiodła się...czyli nadal jestem w społeczności..:) ale  dzięki temu,że podjęłam próbę wyjścia...mogłam spojrzeć trzeźwo na problem i ...rozwiązać go..To było jak detox dla  uzależnionych od alkoholu czy innych substancji....uwolniłam się na tyle , że mogłam spojrzeć realnie...
 Nie jestem już  niewolnikiem społeczności...nie czuję konieczności...potrzeby  zaistnienia tam...
Co zmieniło się we mnie ...opowiem następnym razem:)

wtorek, 4 kwietnia 2017

zrobiłam coś...hmmm złego chyba ...

Nie jestem pewna, ale wydaje mi się,że jednak z punktu widzenia odwyku...to było złe... natomiast z punktu widzenia poznawania siebie ...to jednak krok do przodu...w każdym razie nie żałuję....Przez kilka dni byłam   zaglądałam  na G+ ...i co odkryłam, że w  społeczności pozbawionej znajomych i lubianych ludzi...nie mam potrzeby  komentowania, zaglądania , pozdrawiania, rozmowy...To ludzie są tym co mnie trzyma...chyba w rzeczywistości też tak jest....uwielbiam rozmawiać i mogę to robić godzinami...
Czego jeszcze się dowiedziałam, że nie mam potrzeby  nawiązywania bliższych kontaktów, rozszerzenia grona znajomych....natomiast brakowało mi pisania....Uzewnętrzniania siebie:) Co prawda byłam z założenia obserwatorem...i tu jest jeszcze jedna rzecz....społeczność wirtualna przestała być dla mnie tajemnicą...umiem przewidzieć reakcje,użyć słów...odpowiednich do oczekiwanego efektu...i strasznie łatwo  wyczuwam fałsz...Nie publikowałam...więc nie wiem czy nadal jest we mnie niecierpliwość...niepewność ....oczekiwanie akceptacji ...czy też obawa przed jej brakiem..Ale świat odarty z tajemnicy...wygląda jak teatrzyk lalek  ...Co mnie natomiast  niemile zaskoczyło...fakt,że chciałam to ukryć...żeby ktoś sobie przypdkiem o mnie źle nie pomyślał....czyli obłuda ma się dobrze:)

poniedziałek, 3 kwietnia 2017

i jestem...

Przestałam odliczać dni... to nowy etap...kiedy nie muszę sobie przypominać ile czasu już jestem poza... To jak zerwanie łańcucha...do tej pory dodawałam po jednym ogniwie...wydłużałam i odliczałam...każdy kolejny kroczek...każdy centymetr  zwiększonego zasięgu....teraz  zerwałam łańcuch i świat stoi przede mną otworem.... mogę iść gdzie chcę... uzależnienie  czy odwyk ...to stan umysłu...to ciągłe myślenie  o tym czego nie możesz robić ...to jest nawet gorsze od samego  uzależnienia... tak samo krępuje  ,tak samo  ogranicza...nie dając w zamian żadnej przyjemności...dodatkowo frustruje...Dopiero kiedy przestajesz myśleć o tym ....dopiero wtedy zaczynasz żyć...oj chyba mam problem z wyrażeniem myśli...:))