sobota, 11 marca 2017

dzień szósty

 Dzień szósty zaczynam  dość optymistycznie...ponieważ jest to pierwszy poranek, który nie  zaczął się od  dylematu...zajrzeć czy  nie zajrzeć...może dlatego, że wczoraj w nocy  miałam  przed kim się wygadać...czy potrzebuję ludzi czy społeczności...czego mi właściwie brakuje.. zobaczymy...już wiem ,że izolacja od ludzi  utrudnia walkę...myślę wtedy tylko o jednym...a to dla wroga prawie pewne zwycięstwo...zająć myśli..Jeżeli  myślę o uzależnieniu, przez cały czas to w żadnym razie nie uwolnię się....chciałabym na jeden dzień zapomnieć....:)

Wracając do dnia wczorajszego...co mi uświadomiła rozmowa....że dno  jest bardzo blisko...to  dziwne życie w zawieszeniu pomiędzy dwoma światami...prawie nie sypiasz, a jeżeli  to i tak z przerwami... budzisz się co kilka minut tylko po to , żeby  zajrzeć do telefonu...robisz tylko to co musisz...a nawet mniej...bo szkoda, każdej wolnej chwili , którą mogłabym poświęcić na życie w idealnym świecie..
Wirtualny świat...gdzie kreuję siebie jak chcę...jestem kim zechcę...skrót do spełnienia marzeń....Problem pojawia się wtedy  gdy coraz bardziej  światy zaczynają się rozbiegać...
Zauważyłam , że im bardziej czułam się sobą w świecie wirtualnym....tym gorzej radziłam sobie z realnym... a im większa rozbieżność tym większa frustracja...i potrzeba  wyciszenia sumienia...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz