Siedzę w bezruchu na parapecie
w ciemność za oknem zasłuchana
znowu osamotniona
wędrówką wyczerpana
Przez ulotną chwilę
patrzę na siebie
zimnymi
obcymi oczami
Ja
a jednak niepełna...
puste spojrzenie
bez iskry w oku...
usta nawykłe do śmiechu
zastygly w dziwnym grymasie
patrzę na siebie
oto moje lustrzane odbicie
w szybie zatrzymane
ze światla duszy odarte
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz